jolantastrazyc.pl
  • Strona główna
  • Kontakt
  • Moda i styl
  • Zdrowie i uroda
  • Podróże
  • Biznes
  • Fotografia
  • Warto przeczytać
  • Wydarzenia
Author

Jolanta Strażyc

Jolanta Strażyc

Bez kategorii

Jak wzmocnić wiarę w siebie

by Jolanta Strażyc 2025-07-10

Coco Chanel w tym cytacie mówi o tym, że choć na początku życia nie zawsze mamy wszystko, czego potrzebujemy, by osiągnąć pełny potencjał, to ważne jest, by nie hamować własnego rozwoju. „Urodzić się bez skrzydeł” może oznaczać brak pewnych zasobów, talentów czy możliwości na starcie, ale to, co naprawdę istotne, to umożliwienie sobie wzrostu i rozwoju. Skrzydła mogą symbolizować wolność, pasję, ambicje i marzenia, a nie przeszkadzanie im w „rośnięciu” oznacza, że powinniśmy dążyć do rozwoju, nie zniechęcać się trudnościami, nie ograniczać siebie i nie pozwolić, by czynniki zewnętrzne czy wewnętrzne nas hamowały.

Myślę, że to piękna metafora o wierze w siebie i pozwoleniu sobie na osiąganie więcej, bez względu na okoliczności, w których się znajdujemy. Czasami trzeba tylko otworzyć się na swoje możliwości, podjąć ryzyko i zacząć działać, nie martwiąc się, że na początku nie wszystko będzie idealnie.

Wiara w siebie to przekonanie o własnych możliwościach, wartościach i zdolnościach do radzenia sobie z wyzwaniami, jakie stawia przed nami życie. To wewnętrzna pewność, że jesteśmy w stanie osiągnąć nasze cele, pokonać trudności i odnaleźć się w różnych sytuacjach. Wiara w siebie nie oznacza bycia idealnym ani braku wątpliwości, ale raczej umiejętność zaufania własnym decyzjom, podejmowania działań mimo obaw i wierzenia, że można wyjść z trudnych momentów silniejszym.

Dla przykładu, jeśli stoisz przed dużym wyzwaniem, to wiara w siebie pomoże Ci uwierzyć, że masz wystarczająco dużo zasobów, by sobie poradzić, nawet jeśli początkowo wydaje się to trudne. Wiara w siebie pozwala Ci również nie poddawać się w obliczu porażek, ponieważ masz świadomość, że każda porażka jest częścią procesu nauki i rozwoju.

Można ją porównać do wewnętrznego „kompasu”, który prowadzi nas przez trudne czasy, przypominając, że mamy wartość i zasługujemy na sukces, niezależnie od okoliczności. Jednak wiara w siebie nie jest stała i może się zmieniać w zależności od sytuacji, naszej samooceny czy wsparcia, które otrzymujemy od innych.

Wiara w siebie to coś, co nie pojawia się od razu, i nie zawsze przychodzi łatwo ale jest kluczowe do rozwoju i osiągania celów. Wiarę w siebie buduje się stopniowo, przez doświadczenia, refleksję i codzienne małe kroki. To proces, który wymaga pracy, ale efekty są tego warte. Wiele osób boryka się z brakiem pewności siebie i jest to zupełnie naturalne. Oto kilka sposobów, które mogą pomóc w budowaniu tej wiary i pewności siebie:

Zmiana myślenia – Zaczynając od tego, jak myślisz o sobie, swoje negatywne przekonania i wątpliwości warto zamieniać na bardziej pozytywne. Kiedy zauważysz, że myślisz o sobie w sposób krytyczny lub ograniczający, spróbuj zmienić to na bardziej wspierające. Na przykład zamiast „nie dam rady” pomyśl „dam z siebie wszystko” lub „spróbuję i nauczę się czegoś nowego”.

Akceptacja siebie – Ważne jest, żeby zaakceptować swoje mocne strony, ale też wady i niedoskonałości. Nikt nie jest idealny, a to, co nas wyróżnia, to nasza autentyczność. Kiedy zaakceptujesz siebie takim, jakim jesteś, łatwiej będzie Ci uwierzyć w swoje możliwości.

Akceptacja porażek – Porażki to naturalna część procesu nauki i rozwoju. Traktowanie ich jako szansy do nauki, a nie jako potwierdzenie, że się nie udało, pomaga w budowaniu pewności siebie. Z każdej porażki można wyciągnąć lekcję, która pomoże w przyszłości.

Praca nad umiejętnościami – Wiara w siebie często rośnie, gdy dostrzegamy, że mamy kontrolę nad swoimi umiejętnościami i możemy je rozwijać. Inwestowanie w naukę nowych rzeczy, rozwijanie pasji czy po prostu doskonalenie swoich umiejętności zawodowych daje poczucie kompetencji i pewności.

Pozytywne otoczenie – Otaczanie się ludźmi, którzy Cię wspierają, motywują i w Ciebie wierzą, może znacząco podnieść Twoją wiarę w siebie. Czasami musimy zdystansować się od osób, które nas krytykują lub nie wspierają w naszych dążeniach, żeby dać sobie przestrzeń do wzrostu.

Samodyscyplina – Regularne wykonywanie małych działań, które przybliżają Cię do celu, może dawać poczucie, że jesteś w stanie osiągnąć coś ważnego. To może być codzienna rutyna, ćwiczenia, zdrowe nawyki czy po prostu konsekwencja w dążeniu do zamierzonych celów.

Małe kroki – Warto zacząć od małych celów i stopniowo stawiać sobie większe wyzwania. Każde osiągnięcie, nawet to najmniejsze, buduje pewność siebie. Każdy sukces, choćby z pozoru mały, udowadnia Ci, że jesteś w stanie coś zrobić.

Pozytywne afirmacje – Czasami warto „przypominać” sobie o swoich wartościach i umiejętnościach. Mówienie sobie codziennie, że jesteś wystarczająco dobry, że masz wszystko, co potrzebne, by osiągnąć cele, może mieć duży wpływ na Twoje postrzeganie siebie.

Unikanie porównań – To, co widzimy w mediach społecznościowych czy w otoczeniu, często nie odzwierciedla pełnej rzeczywistości. Porównywanie się do innych może osłabić wiarę w siebie. Każdy ma swoją drogę, więc warto skupić się na swoim rozwoju, a nie na tym, co robią inni.

Otoczenie – To, kim się otaczasz, ma ogromny wpływ na Twoją pewność siebie. Staraj się spędzać czas z osobami, które Cię wspierają, które wierzą w Ciebie i motywują do działania. Z kolei osoby, które krytykują lub demotywują, mogą przytłaczać Twoją pewność siebie.

Przełamywanie lęków – Często brak wiary w siebie wynika z obawy przed porażką. Ważne jest, żeby zrozumieć, że każda porażka to tylko okazja do nauki i rozwoju. Każdy błąd to krok w stronę sukcesu.

Celebracja sukcesów – Zamiast czekać na wielki triumf, warto celebrować nawet małe osiągnięcia. Kiedy doceniamy swoje postępy, czujemy się bardziej pewni siebie, bo dostrzegamy, że nasze wysiłki mają sens i prowadzą do sukcesów.

Samodzielne świętowanie sukcesów – Czasami zapominamy, jak wielkie kroki już zrobiliśmy. Ważne jest, by świętować każde swoje osiągnięcie, nawet jeśli dla innych wydaje się to niewielkie. To pozwala zbudować poczucie własnej wartości.

Podsumowanie:

Wiara w siebie to nie magiczna cecha, którą się po prostu posiada, ale wynik pracy nad sobą i swoimi przekonaniami. Im więcej pracy włożysz, tym silniejsze stanie się to poczucie pewności siebie. Wiara w siebie to proces, który wymaga cierpliwości i zaangażowania. Z dnia na dzień stajesz się silniejszy, a każda mała wygrana dodaje Ci pewności siebie.

Jak myślisz, który z tych elementów byłby dla Ciebie najtrudniejszy do wprowadzenia w życie?

2025-07-10 6 komentarzy
2 FacebookTwitterPinterestEmail
Wspomnienia

W sercu Tatr – czerwcowa wyprawa z przyjaciółmi

by Jolanta Strażyc 2025-06-20

Czerwiec, 2008

Nie trzeba czekać na wakacje, by poczuć smak gór. Czerwcowe Tatry – spokojniejsze, mniej zatłoczone, jakby bardziej autentyczne. Gdy inni dopiero planują urlopy, my już wyruszamy.

– Nie chcę się przeciskać między tłumami w sierpniu – mówiłam, pakując plecak. – Czerwiec jest dla ludzi z wyobraźnią.

Wyruszyliśmy z Krakowa, piątką przyjaciół po czterdziestce, ale z energią, której mógłby nam pozazdrościć niejeden dwudziestolatek. Samochód Karola – ciemny, duży i wygodny – pomieścił nas wszystkich i nasze plecaki. Marka auta umknęła mi z pamięci, ale nie podróż.

– Wzięliście na pewno wszystko? – zapytał Konrad, kiedy jeszcze staliśmy przed blokiem.

– A ty wziąłeś poczucie humoru? – rzuciła Majka, mrugając.

– To ja mam zawsze na pokładzie – odpowiedział z uśmiechem.

Majka – artystyczna dusza, z bransoletkami własnego wyrobu, które dźwięczały lekko przy każdym ruchu. Ewa – malarka z Elbląga, wiecznie zamyślona, ale z takim spojrzeniem, jakby dostrzegała barwy tam, gdzie inni widzą tylko szarość. Karol i Konrad – informatycy, zaskakująco dobrze odnajdujący się poza światem ekranów i kodów. I ja – z aparatem, który od lat był moim trzecim okiem i przedłużeniem mojej dłoni.

Nasza wędrówka rozpoczęła się w Kuźnicach. Szlak przez Dolinę Jaworzynki wiódł łagodnie pod górę, potem coraz ostrzej, aż na Halę Gąsienicową.

– Czuję już w nogach każdy kilometr – westchnęła Ewa, kiedy wyłoniło się schronisko Murowaniec.

– Ale za to jaka nagroda! – odpowiedział Karol, zaciągając się zapachem herbaty, który unosił się nad stołówką.

Zatrzymaliśmy się tam tylko na chwilę – herbata, kanapki i kilka zdjęć. Potem Czarny Staw Gąsienicowy – lustrzana tafla, odbijająca szczyty jakby z innego świata.

– Tu musimy się zatrzymać – powiedziałam, już wyciągając aparat.

– To ty ustawiaj, my będziemy pozować – śmiała się Majka, wdrapując się na głaz.

Zrobiliśmy całą sesję zdjęciową – śmiech, wygłupy, a potem momenty ciszy, zapatrzenia. Potem ruszyliśmy w stronę Zawratu. Trasa już poważniejsza – łańcuchy, ekspozycja.

– Kto się boi wysokości, niech teraz się przyzna – zażartował Konrad, ale w jego głosie pobrzmiewało napięcie.

Szliśmy ostrożnie, uważnie. Gdy wreszcie dotarliśmy na przełęcz, otworzył się przed nami widok, który – jak mówiła Ewa – namalowałoby nawet beztalencie.

Deszcz złapał nas dopiero w drodze do Doliny Pięciu Stawów. Kamienie błyszczały jak szkło, ścieżka ślizgała się pod nogami. Ale wiedzieliśmy, że w schronisku czeka na nas rezerwacja – dokonana z wyprzedzeniem, jak przystało na kogoś, kto planuje z głową.

– Dwa pokoje – potwierdziłam z ulgą recepcjonistce. – Dla dziewczyn i chłopaków.

Wieczorem usiedliśmy przy długim stole. Schroniskowa kolacja – skromna, ale po całym dniu smakowała jak w restauracji z gwiazdką Michelin.

– Za to, że jeszcze umiemy się cieszyć deszczem – wzniósł kubek Karol.

– Za przyjaźń – dodała Ewa, patrząc gdzieś za okno, w stronę gór, które właśnie otulała mgła.

Poranek w Dolinie Pięciu Stawów

Gdy obudziłam się nad ranem, świat był jeszcze cichy, jakby góry wstrzymały oddech. Okno w pokoju dziewczyn było zaparowane – wilgoć po wczorajszym deszczu wciąż wisiała w powietrzu. Ewa siedziała już na parapecie, zapatrzona w dal.

– Nie mogłam spać – szepnęła. – Jak się budzisz w takim miejscu, to czujesz się… prawdziwa.

Zeszliśmy na śniadanie – jajka na twardo, herbata i chleb z dżemem. Prosto, ale wystarczająco. Konrad próbował żartować o górskiej diecie cud, ale jego myśli były już kilka kilometrów dalej.

– Dzisiaj Siklawa, tak? – upewnił się, odgryzając kęs bułki. – Huk wody na dzień dobry.

– Tylko nie próbuj się kąpać – odparła Majka. – Jeszcze cię porwie i zrobisz karierę jako tatrzański topielec.

– Tylko pod warunkiem, że ktoś zrobi mi zdjęcie – mruknął i spojrzał na mnie znacząco.

Wyruszyliśmy przed ósmą. Ścieżka była jeszcze mokra, pachniała nocą, deszczem i świerkami. Siklawa – wodospad, który rozdzierał ciszę jak krzyk. Staliśmy w zachwycie, pozwalając, by jego huk przemywał nasze myśli.

– To nie jest tylko woda – powiedziała Ewa. – To czas, który spada z góry.

Schodziliśmy wzdłuż Doliny Roztoki, towarzyszył nam potok o tej samej nazwie – szumiący, opowiadający coś po swojemu. Po godzinie marszu dotarliśmy do schroniska Roztoka. Drewniane ściany pachniały żywicą. Słońce znów wychodziło zza chmur – czerwiec przypomniał sobie, że powinien być łaskawy.

Zasiedliśmy na ławkach przed schroniskiem. Brydżowe karty, termos z kawą, śmiech, rozmowy, które tylko przyjaciołom wolno prowadzić bez skrępowania.

– Wiesz, że to nasze schroniskowe SPA? – zażartował Karol. – Sauna z plecaków, masaż z potu i cisza terapeutyczna.

– A jak dodasz brydża, to już luksus pełną gębą – dodała Majka, tasując karty.

Czas płynął powoli. Nie śpieszyliśmy się – tu nikt nie gonił. Kiedy zrobiło się chłodniej, wróciliśmy do środka. Kominek nie grzał, ale ciepło między nami wystarczyło. Wieczorem przegadaliśmy pół nocy – o książkach, o życiu, o tym, co zostało z młodości, a co dopiero nadchodzi.

Ku Morskiemu Oku

Następnego ranka opuściliśmy Roztokę. Najpierw przez las, potem asfaltem – tym, który przypominał o czymś, czego nie da się przemilczeć.

Zza zakrętu wyłonił się zaprzęg konny. Dwa konie, spocone, z opuszczonymi łbami, ciągnęły wóz pełen turystów. Dzieci machały do nas wesoło, ale my nie odpowiadaliśmy. Widok boli. Wszyscy to czuliśmy.

– Nie mogę na to patrzeć – powiedziała Ewa cicho. – Każdy krok tych koni to dla mnie krzyk.

– I nic się nie zmienia – dodał Karol. – Co roku ta sama historia. Górskie widoki i miejski wyzysk.

Szliśmy dalej, w ciszy. Dopiero przy Morskim Oku wróciła lekkość.

Jezioro jak z bajki – gładkie, spokojne, w nim odbicie nieba i granitowych ścian. Majka rzuciła plecak i zaczęła się rozglądać za idealnym miejscem na zdjęcia.

– Na ten głaz! – krzyknęła. – Tam będą idealne ujęcia!

– Tylko nie spadnij – zawołał Konrad, przejmując ode mnie aparat. – Chcę cię sfotografować, nie ratować!

Śmialiśmy się, jakby góry rozładowały wszystkie napięcia. Pozowaliśmy, robiliśmy zdjęcia, komentowaliśmy nasze miny i pozowane dramaty. Potem ruszyliśmy ku Czarnemu Stawowi pod Rysami – ciemniejszemu, bardziej dzikiemu. Milknącemu.

– To jest miejsce do bycia w sobie – szepnęła Ewa. – Nie dla rozmów. Tylko dla oddechu.

Stanęłam na kamieniu. Konrad zrobił mi zdjęcie – jedno z tych, które mam do dziś. Spojrzenie w dal, twarz skupiona, cisza gór wpisana w kadr.

Powrót

Zeszliśmy do Białki Tatrzańskiej – zmęczeni, ale pełni wrażeń. W dolinie czekał bus, który zawiózł nas z powrotem do Zakopanego po samochód. Po drodze jeszcze pizza i piwo – kierowca, wiadomo, trzeźwy, (choć lubi piwo). Ale bezpieczeństwo ponad wszystko.

– Na zdrowie, za nasze kolana – powiedziała Majka, unosząc szklankę.

– I za to, że góry jeszcze chcą nas nosić – dodał Karol.

Czerwiec 2008 został w nas na zawsze. Nie tylko na zdjęciach. Został w opowieściach, które wracają przy ognisku, przy winie, przy przypadkowym spotkaniu. Góry się nie zmieniają – ale my już wtedy wiedzieliśmy, że to, co najważniejsze, zdarzyło się właśnie tam. Na tych ścieżkach. W tej piątce.

Byliśmy razem. I góry były nasze.

2025-06-20 7 komentarzy
3 FacebookTwitterPinterestEmail
Fotografia

Podstawy fotografii cyfrowej

by Jolanta Strażyc 2025-06-10

Fotografia cyfrowa to fascynująca dziedzina, która pozwala na uchwycenie i edytowanie obrazów w sposób szybki i efektywny. Jeśli dopiero zaczynasz przygodę z fotografią cyfrową, oto podstawowe zasady, które pomogą Ci lepiej zrozumieć ten proces.

Podstawowe elementy aparatu fotograficznego

  • Matryca: To odpowiednik filmu w aparatach analogowych. Matryca przetwarza światło padające na obiektyw na sygnał cyfrowy. Matryca o wyższej rozdzielczości (liczba megapikseli) pozwala na uzyskanie lepszej jakości zdjęć i możliwość ich powiększania bez utraty szczegółów.

  • Obiektyw: To część aparatu, która kieruje światło na matrycę. Obiektywy różnią się długością ogniskowej, co wpływa na szerokość kąta widzenia i głębię ostrości. Krótkie ogniskowe (np. 18-55mm) dają szerszy kadr, a długie ogniskowe (np. 70-200mm) pozwalają na fotografowanie z większej odległości.

  • Procesor obrazu: Odpowiada za przetwarzanie obrazu, który trafia na matrycę. Jego jakość ma duże znaczenie dla odwzorowania kolorów, szumów i ogólnej jakości zdjęć.

Podstawowe ustawienia aparatu

Fotografia cyfrowa daje Ci możliwość kontrolowania kilku kluczowych ustawień, które wpływają na wygląd zdjęcia:

  • Przysłona (f-stop): Otwór w obiektywie, który reguluje ilość światła wpadającego do aparatu. Przysłona o małej wartości (np. f/1.8) daje więcej światła i powoduje rozmycie tła (mała głębia ostrości), co jest idealne do portretów. Duża wartość (np. f/16) zmniejsza ilość światła i powoduje większą głębię ostrości, co jest przydatne w krajobrazach.

  • Czas naświetlania (czas migawki): Określa, jak długo matryca będzie wystawiona na światło. Krótkie czasy (np. 1/1000 s) pozwalają uchwycić szybko poruszające się obiekty, podczas gdy długie czasy (np. 1 s) mogą być używane do fotografowania w niskim świetle lub uzyskiwania efektu rozmycia ruchu (np. przepływająca woda).

  • ISO: Określa czułość matrycy na światło. Wyższe ustawienie ISO (np. 1600) pozwala na fotografowanie w słabym świetle, ale może wprowadzać szumy (ziarnistość). Niskie ISO (np. 100) zapewnia czyste zdjęcia w dobrym świetle, ale wymaga większej ilości światła do poprawnej ekspozycji.

Eksponowanie zdjęć (eksperymentowanie z ekspozycją)

  • Ekspozycja to ilość światła, które pada na matrycę w czasie robienia zdjęcia. Można ją kontrolować za pomocą przysłony, czasu migawki i ISO. Zbyt mała ekspozycja (za ciemne zdjęcie) lub zbyt duża ekspozycja (za jasne zdjęcie) może zepsuć efekt końcowy.

  • Histogram: W aparatach cyfrowych znajduje się funkcja wyświetlania histogramu, który pomoże Ci ocenić ekspozycję zdjęcia. Dobry histogram powinien być równomiernie rozłożony, bez „przeciągania” skrajnych wartości w lewo (ciemne) lub w prawo (jasne).

Głębia ostrości i kompozycja

Głębia ostrości to zakres odległości, w którym obiekty są wyraźne na zdjęciu. Krótkie ogniskowe (np. obiektywy portretowe 50mm) przy niskiej wartości przysłony (np. f/1.8) powodują, że tło jest rozmyte, a obiekt na pierwszym planie jest wyraźnie widoczny. Większa głębia ostrości (np. przy f/16) sprawia, że wszystkie elementy zdjęcia są ostre.

Zasady kompozycji:

    • Złota zasada trójpodziału: Podziel kadr na dziewięć równych prostokątów (dwa poziome i dwa pionowe pasy) i umieść główne obiekty w miejscach przecięcia tych linii.

    • Linie prowadzące: Wykorzystuj naturalne linie w krajobrazie, np. drogi, rzeki, ściany, które prowadzą wzrok widza do głównego punktu zdjęcia.

    • Minimalizm: Często mniej znaczy więcej – unikanie zbędnych elementów w kadrze może pomóc w wyeksponowaniu głównego tematu.

Rodzaje obiektywów i ich zastosowanie

  • Obiektywy szerokokątne (np. 18mm, 24mm) – idealne do fotografowania krajobrazów, architektury czy zdjęć w małych pomieszczeniach.

  • Obiektywy standardowe (np. 50mm) – świetne do zdjęć portretowych i codziennej fotografii. Pozwalają na naturalne odwzorowanie perspektywy.

  • Teleobiektywy (np. 70-200mm) – doskonałe do fotografowania z daleka, np. podczas wydarzeń sportowych czy dzikiej przyrody.

Obróbka zdjęć (postprodukcja)

Po zrobieniu zdjęcia możesz je poddać obróbce, aby poprawić kolory, kontrast, nasycenie i usunąć ewentualne wady. Najpopularniejsze programy do obróbki to:

  • Adobe Lightroom – świetne do masowej obróbki zdjęć, regulowania ekspozycji, kolorów i dodawania presetów.

  • Adobe Photoshop – bardziej zaawansowane narzędzie, umożliwiające szczegółową edycję, retuszowanie, usuwanie elementów ze zdjęcia itp.

  • Alternatywy: GIMP, Capture One, Affinity Photo.

Format plików

  • JPEG: Kompresowany format, który zajmuje mniej miejsca, ale traci część jakości obrazu. Idealny do codziennego użytku.

  • RAW: Format surowych danych z matrycy, który nie jest poddany kompresji. Umożliwia lepszą obróbkę i zachowanie szczegółów, ale wymaga większej przestrzeni dyskowej i dodatkowej obróbki w postprodukcji.

Fotografia cyfrowa daje ogromne możliwości i kreatywność. Aby robić lepsze zdjęcia, kluczowe jest zrozumienie podstawowych ustawień aparatu oraz zasad kompozycji. Ćwiczenie, eksperymentowanie i analiza swoich zdjęć pomogą Ci w doskonaleniu umiejętności.

2025-06-10 12 komentarzy
3 FacebookTwitterPinterestEmail
Wspomnienia

Kiedy wszystko wydaje się możliwe

by Jolanta Strażyc 2025-05-24

Jesienią 2006 roku wystawiłam na Allegro kilka lat życia. Sprzedawałam książki, bibeloty, drobiazgi – wszystko, co nagromadziłam przez lata. Z każdym przedmiotem czułam się jak archeolog własnej przeszłości. Każda rzecz była artefaktem. Lustro, w którym kiedyś odbijała się twarz mojej matki, zanim sama nią zostałam. Pęknięta patera po babci – z charakterem i historią. Książki… Tyle książek! Zostawiłam może dziesięć. Te, które pachniały duszą, nie tylko drukiem.

Reszta – poszła w świat. Ludzie kupowali moje rzeczy i moje wspomnienia, nie wiedząc, co trzymają w rękach. A ja – traciłam wagę. Nie ciała. Pamięci.

Pod koniec kwietnia 2007 roku było już po wszystkim. Zyskałam przestrzeń, trochę pieniędzy i, co najważniejsze, święty spokój. Po kilku miesiącach monotonnej pracy poczułam, że potrzebuję odmiany – czegoś świeżego i inspirującego. I wtedy zadzwoniła Majka.

Z Majką znałyśmy się od czasów liceum. Nasza przyjaźń była jak stary, rozciągnięty sweter – może trochę znoszony, ale wciąż ciepły i nie do wyrzucenia. Kiedy zaproponowała wyjazd do swojej kuzynki Ewy, nie wahałam się ani chwili. Elbląg był tylko punktem wypadowym. Prawdziwym celem – Zalew Wiślany.

***

Wyjechałyśmy chwilę po dziewiątej. Kraków powoli budził się do życia – światła sygnalizacji odbijały się w szybach tramwajów, a powietrze pachniało jeszcze chłodnym porankiem. Silnik zamruczał cicho, kiedy Majka wrzuciła pierwszy bieg.

– Siedem godzin, jeśli nie utkniemy gdzieś w remoncie – rzuciła, poprawiając okulary przeciwsłoneczne.

– Plus godzina na odpoczynek. Wiadomo – uśmiechnęłam się, zapinając pas.

Mijaliśmy znajome ulice, które z każdą minutą wydawały się coraz bardziej odległe. Za granicami miasta krajobraz rozciągał się spokojnie – zielone pola, rzepaki na horyzoncie, stacje benzynowe jeszcze senne. Słońce wspinało się leniwie na niebo, obiecując ciepły, łagodny dzień.

Zatrzymałyśmy się po drodze w przydrożnej gospodzie gdzieś za Radomiem. Drewniane ławy, kraciasty obrus, tablica z napisem „Dziś polecamy: schabowy z ziemniakami i mizerią”.

– Czułam, że to będzie schabowy – mruknęłam, siadając.

– Jakby mogło być inaczej – Majka roześmiała się, sięgając po kartę. – Ale przynajmniej mają kompot z rabarbaru.

Wybrałyśmy pierogi z kaszy gryczanej, pieczarkami i podsmażaną cebulką. Zjadłyśmy w milczeniu, przerywanym jedynie krótkimi wspomnieniami.

– Pamiętasz, jak jechaliśmy tędy z klasą na wycieczkę? – zapytała nagle, kiedy dopijałyśmy kompot.

– Tak. W autobusie było duszno i ktoś włączył przemówienie Gierka.

– Trauma do dziś – parsknęła.

Wróciłyśmy na drogę. Prowadziłyśmy samochód na zmianę. Na tylnym siedzeniu termos z herbatą, kanapki i jabłka… Czasem rozmawiałyśmy. Czasem tylko patrzyłyśmy przed siebie.

Pod Toruniem krajobraz zmienił się – pojawiły się sosnowe lasy, pachnące żywicą, a niebo zaczęło przygasać. W Elblągu byłyśmy chwilę po osiemnastej, po krótkim korku przy wjeździe do miasta. Prowadziłam ostatni odcinek. Majka drzemała z głową opartą o szybę.

***

Mieszkanie Ewy znajdowało się na drugim piętrze starej kamienicy. Z okien było widać park – stary, dziki, pachnący jaśminem i wilgotną ziemią. Wieczorne powietrze było ciężkie od zapachu lata.

Zapukałyśmy. Drzwi otworzyły się niemal od razu. W progu stanęła Ewa – wysoka, smukła, z rudymi włosami spiętymi w luźny kok, który zawsze wyglądał, jakby zaraz miał się rozsypać, ale nigdy nie tracił formy.

– Dziewczyny! No wreszcie! – rzuciła i przytuliła nas jedną ręką, drugą przytrzymując drzwi. – Macie jeszcze siłę na kolację, czy od razu pod kołdrę?

– A co jest na kolację? – zapytała Majka, zdejmując sandały i zostawiając za sobą smugę zapachu kurzu i upału.

– Sałatka z pieczonego buraka, ser kozi, rukola i ciepła focaccia. Plus wino, pół butelki białego. Wystarczy?

– Jak zawsze przesadzasz – uśmiechnęła się Majka. Ale już czuję, że robi się we mnie miejsce na to jedzenie, ten dom, ten wieczór.

Mieszkanie było z duszą. Wysokie sufity, drewniana podłoga, której deski skrzypiały jak stare anegdoty. Ściany pełne obrazów – niektóre malowała Ewa, inne – jej znajomi z ASP. W kącie pokoju stał kredens po babci, który pachniał ziołami i lawendą. W kącie kuchni – radio grające cicho jazz z jakiejś francuskiej stacji.

W kuchni usiadłyśmy przy stole, który wyglądał jakby pamiętał jeszcze czasy PRL-u.

– Kiedy tu byłaś pierwszy raz? – zapytała mnie Ewa, stawiając przed nami miski z sałatką i chleb w lnianym koszyku.

– W siedemdziesiątym dziewiątym. Miałam siedemnaście lat, spałam wtedy na wersalce, chyba u twoich rodziców?

– Tak. Wtedy jeszcze mieszkaliśmy w bloku. Ojciec grał Ci Cohena na gitarze.

– Pamiętam. I tę twoją zieloną sukienkę. Szyłaś ją sama?

– Z firanki. – roześmiała się. – Czego się nie robi, żeby być poetką na schodach kina „Światowid”.

Zjadłyśmy wszystko. Rozmowy nie ustawały – o starych chłopakach, o kobietach, które znałyśmy tylko z opowieści matek. O tym, jak bardzo różnią się nasze życia, a jednak jesteśmy w tym samym punkcie – tuż przed czymś nowym albo już po czymś ważnym.

Potem było wino. A po winie herbata z imbirem i plastrem cytryny, podana w grubych szklankach z koszyczkiem.

W salonie Ewy były dwie rozkładane sofy i mnóstwo poduszek. Wszystko miękkie, pachnące świeżo wypranym lnem i czymś korzennym – może kadzidłem, może wspomnieniem jakiejś dalekiej podróży.

– Przyniosłam wam koce – powiedziała Ewa, wchodząc z ramionami pełnymi miękkości. – W nocy bywa chłodno. Okna otwarte?

– Tak, cudowny zapach z parku – odpowiedziała Majka i zawinęła się kocem po szyję.

Zgasły światła. Została tylko lampka w rogu pokoju – żółta, ciepła jak bursztyn.

– Pamiętacie te noce z dzieciństwa? – zaczęłam, bardziej do siebie. – Kiedy człowiek leżał w łóżku, słuchał świerszczy za oknem i miał wrażenie, że całe życie dopiero się zaczyna?

– A teraz mamy wrażenie, że już trwa – odpowiedziała Ewa cicho.

– Albo że nie wiadomo, kiedy się zaczęło – dodała Majka.

Leżałyśmy chwilę w ciszy. Gdzieś w oddali zaszczekał pies.

– Wiesz, co jest najdziwniejsze? – zapytała nagle Ewa.

– Co?

– Że czasem naprawdę musisz się rozebrać z całego swojego życia, jak z ciężkiego płaszcza, żeby znów poczuć, kim jesteś.

– I że to nie boli aż tak bardzo, jak się wcześniej wydawało – powiedziałam. – Czasem jest wręcz ulgą.

– I że wszystko można spakować do pudeł, sprzedać na Allegro, a i tak zostaje to, co najważniejsze – dodała Majka. – Lubię was, dziewczyny.

– Ja ciebie też – powiedziałyśmy z Ewą chórem, jakbyśmy to ćwiczyły od lat.

Zasnęłyśmy późno, ale spokojnie. Bez ciężaru. Bez pretensji do świata.

W tym mieszkaniu, pośród zapachu artystycznych farb, pieczonych buraków i wspomnień, znalazłyśmy chwilę prawdziwej obecności. Takiej, co nie musi być głośna, żeby zostać w pamięci na zawsze.

***

Obudziłam się przed ósmą. Światło przez firankę malowało na ścianie cienie liści. Cicho, prawie nabożnie, słychać było szuranie mioteł na chodniku i świergot ptaków w parku. Powietrze było rześkie, pachniało wilgotnym parkiem…

Wstałam cicho, żeby nie budzić Majki. W kuchni znalazłam Ewę pochyloną nad ekspresem.

– Jesteś jak duch dobrej kawy – powiedziałam.

– Wiesz, że zawsze wstaję pierwsza. To jedyne chwile, kiedy dom należy tylko do mnie – odparła. – Chcesz z mlekiem?

– Z życiem.

– Czyli bez – roześmiała się.

Usiadłam na parapecie, nogi podciągnęłam pod brodę. Ewa podała mi filiżankę i usiadła naprzeciwko, z herbatą.

– Masz w oczach coś nowego – powiedziała po chwili. – Coś, czego nie miałaś wczoraj.

– Może sen. A może spokój. Albo to wino zrobiło ze mnie poetkę.

– Wino to tylko pretekst. Prawdziwe wiersze piszą się z przeżycia. A ty chyba coś przeżyłaś tej wiosny, co?

Skinęłam głową. Ewa nie zadawała więcej pytań. Potrafiła to – być w rozmowie obecna, ale nie nachalna.

Po chwili przyszła Majka, jeszcze w piżamie w drobne kropki.

– Pachnie jak dzieciństwo – powiedziała. – Kto smaży jajka?

– Ja – rzuciła Ewa. – I będzie jeszcze domowa chałka. Z masłem. Z prawdziwym masłem.

Zjadłyśmy śniadanie przy stole, który już poprzedniego wieczoru uznałyśmy za magiczny. Kawa, jajka, konfitura z czarnej porzeczki i cisza, która nie była pustką.

Nad Zalew Wiślany miałyśmy ruszyć dopiero następnego dnia. Tego dnia Elbląg był nasz – cały, w pełnym słońcu, pachnący lipami i rozgrzanym brukiem. Plan? Spacery po starówce, zwiedzanie, dobre jedzenie i jeszcze lepsza kawa.

– Nie śpieszmy się – rzuciła Ewa, kiedy wychodziłyśmy z jej mieszkania. – Elbląg najlepiej smakuje w wolnym tempie.

Zgodziłyśmy się bez dyskusji. Czasem właśnie tak trzeba – pozwolić miastu mówić do siebie powoli, między krokami, spojrzeniem rzuconym w górę, zapachem piekarni.

Stare Miasto przywitało nas brukowanymi uliczkami, kolorowymi kamieniczkami i dźwiękiem dzwonów z wieży katedry. W słońcu fasady budynków wyglądały jak z kartki pocztowej – pastelowe, odrestaurowane, a jednocześnie pełne historii.

– Tam jest Brama Targowa – wskazała Ewa. – I zaraz obok Pomnik Piekarczyka, który rozwalił łopatą most zwodzony i ocalił miasto przed najazdem Krzyżaków.

Majka podeszła bliżej, z zaciekawieniem wpatrując się w niewielką figurkę chłopca z łopatą.

– Serio? Łopatą rozwalił most zwodzony i ocalił miasto? – zapytała z niedowierzaniem.

– A co, nie wierzysz w piekarzy z misją? – roześmiałam się.

– Ja to bym raczej uratowała miasto ciastkami – dodała Majka, teatralnie przeczesując włosy. – Krzyżacy nie mieliby szans.

Ewa opowiadała dalej – o historii miasta, o Katedrze św. Mikołaja, której miedziana wieża błyszczała w słońcu, o relikwiach Krzyża Świętego i widoku z tarasu na trzydziestym metrze, który – jak powiedziała – „zmienia perspektywę nie tylko geograficznie”.

– Wchodzimy? – zapytałam.

– W poniedziałki zamknięta – westchnęła Ewa. – Teraz tylko z dołu można podziwiać. Ale nie szkodzi. I tak wiesz, co tam jest – dachy, park, rzeka, świat.

Ruszyłyśmy dalej, w stronę Ścieżki Kościelnej – wąskiego przesmyku między domami, pełnego cienia i historii. Kamienie pod stopami wyglądały, jakby pamiętały modlitwy sprzed setek lat.

– To tu, prawda? – Majka zwolniła krok. – Ta uliczka łączyła trzy kościoły?

– Tak – potwierdziła Ewa. – Świętego Ducha, Świętego Mikołaja i Mariacki. W dokumentach z XIV wieku nazwano ją po prostu „wąską”. I nic się nie zmieniło.

Zatrzymałyśmy się na chwilę. W cieniu ścian panował niemal sakralny spokój – chłodny i milczący. Przez moment żadna z nas się nie odezwała. To był ten rodzaj ciszy, który mówi więcej niż słowa.

Później był obiad – lekki, letni. W ogródku kawiarnianym na jednej z bocznych uliczek zamówiłyśmy zupy i sałatki, a potem kawę i ciasto.

– Wiecie, że nie zwiedziłyśmy nawet połowy? – zapytałam z uśmiechem.

– Ale znamy to miejsce – odpowiedziała Ewa, sięgając po filiżankę. – Tu nie trzeba wszystkiego oglądać. Trzeba tylko być.

Majka westchnęła przeciągle, przeciągając palcem po rancie filiżanki.

– Lubię Elbląg – powiedziała. – Ma w sobie coś… prawdziwego. I dużo nieopowiedzianych historii.

– Może to my je kiedyś opowiemy – dodałam.

Zamilkłyśmy na chwilę, patrząc na przechodzących ludzi, na tańczące w powietrzu światło i na miasto, które tego dnia postanowiło być dla nas łaskawe.

Wieczorem usiadłyśmy na balkonie z kubkami herbaty, patrząc na niebo zacierające się powoli w błękitnej szarości. Miasto brzmiało inaczej niż Kraków – wolniej, ciszej, z większą ilością oddechu między dźwiękami.

– Czasem trzeba po prostu gdzieś pojechać, żeby poczuć, że jeszcze jesteśmy w drodze – powiedziała Majka. – I że to wcale nie musi być donikąd.

***

Z Elbląga wyjechałyśmy około dziesiątej. Ewa prowadziła swoją wysłużoną Skodę z gracją kobiety, która zna każdy zakręt na tej drodze. Majka z tyłu nuciła piosenki z Radia Gdańsk, a ja siedziałam z przodu, z nogami podciągniętymi na siedzenie, notując coś w podręcznym notesie.

Suchacz przywitał nas światłem. Takim światłem, które przecieka przez liście i zostaje na skórze. Wieś była niemal pusta – parę starszych kobiet w chustach, kilku mężczyzn przy kutrach, pies śpiący pod ławką…

– Tutaj zawsze miałam wrażenie, że czas idzie bokiem – powiedziała Ewa, kiedy stanęłyśmy nad wodą. – Jakby się nie liczył. Jakby się po prostu rozchodził po horyzoncie.

Zeszłyśmy na plażę. Wiatr był mocny, pachniał wodą, glonami i solą. Fale uderzały o brzegi z tępym, miarowym dźwiękiem. Usiadłyśmy na wielkim kamieniu i milczałyśmy chwilę. Majka wyjęła termos z herbatą i nalała każdej z nas po kubku.

– Chciałabym tu zamieszkać – powiedziałam cicho. – W takim drewnianym domu z oknami na zalew. Piec kaflowy, kot i cisza.

– I co byś robiła? – zapytała Majka.

– Nic. Wreszcie.

Zrobiłyśmy kilka zdjęć. Ewa pokazała nam opuszczony domek z przeszkloną werandą – podobno kiedyś mieszkał tam malarz, który całe życie malował tylko jedną linię horyzontu. Co dzień od nowa.

Zjadłyśmy prowiant pod wiatą: chleb z pastą jajeczną, ogórki kiszone, jabłka. Smakowało lepiej niż w najlepszej restauracji. W tle – mewy, śmiejące się z naszego miejskiego pośpiechu.

Pod wieczór wróciłyśmy do Elbląga zmęczone, ale uspokojone.

– Czasem wystarczy jeden dzień, żeby coś w sobie uporządkować – powiedziałam w aucie.

***

Rano ruszyłyśmy do Kadyn. Droga prowadziła przez gęste lasy, pachnące lipą, mchem i… dawną opowieścią. Bo Kadyny to nie miejsce. To nastrój.

Zatrzymałyśmy się najpierw przy klasztorze franciszkanów. Kamienne mury w słońcu wyglądały jak z baśni. Weszłyśmy do środka. Było chłodno, cicho, jakby ktoś zakrył świat grubym kocem spokoju.

– Czuć tu ciszę – szepnęła Majka. – Taką, która zostaje w kościach.

W ogrodzie obok pasły się konie. Jeden, kasztanowy, podszedł do nas. Głaskałam jego szyję, gładką i ciepłą.

– Kiedyś jeździłam konno – powiedziała Ewa. – Wtedy myślałam, że wszystko można okiełznać. Teraz już wiem, że nie trzeba.

Spacerowałyśmy po parku wokół dawnego pałacu cesarza Wilhelma II. Stare lipy szumiały jak modlitwa. Kadyny pachniały historią, ale też jakimś luksusem zapomnienia – jakby można było tu naprawdę zostawić wszystko, co niepotrzebne.

Obiad zjadłyśmy w gospodzie z widokiem na zalew. Ryba, ziemniaki z koperkiem, kompot z truskawek.

– Tu smakuje wszystko – stwierdziła Majka.

Wieczorem wróciłyśmy do Elbląga zbyt zmęczone, by mówić. Położyłyśmy się od razu. W nocy śniły mi się lipy. I koń, który patrzył mi w oczy.

***

Tolkmicko to nie jest miejsce, do którego się pędzi. To miejsce, do którego się dojeżdża, z ulgą. Z uczuciem, że nigdzie indziej nie trzeba już być.

Zajechałyśmy tam późnym porankiem. Rynek był niemal pusty. Parę sklepów, piekarnia, fryzjer, zegarmistrz… I kawiarnia z czarno-białym szyldem. Weszłyśmy bez słowa.

W środku – stół z marmuru, kilka tapicerowanych krzeseł i dwoje klientów: starszy mężczyzna czytający gazetę i dziewczyna o fioletowych włosach, pisząca coś w zeszycie. Pachniało kawą, szarlotką i czymś jeszcze – jakby domem, którego się już nie ma, ale pamięta się dokładnie, gdzie w nim skrzypiała podłoga.

Usiadłyśmy pod oknem. Kelnerka – może właścicielka – podeszła z notesem i uśmiechem.

– Dwie kawy z mlekiem i czarna herbata z cytryną?

Dostałyśmy też ciasto – sernik z nutą pomarańczy. Siedziałyśmy długo. Za długo. Ale właśnie po to przyjeżdża się do Tolkmicka.

– Kiedyś myślałam, że szczęście to coś spektakularnego – powiedziała Majka, mieszając herbatę. – A teraz myślę, że to może być dokładnie to. Kawa. Ciasto. I trzy kobiety, które niczego od siebie nie oczekują, tylko są.

– To starość? – zażartowała Ewa.

– To wolność – odpowiedziałam.

Po kawie poszłyśmy w stronę przystani. Na pomoście siedział chłopak w bluzie z kapturem, rzucał kamyki do wody. Obok – stara łódź z odrapaną nazwą „Julia”.

– Kiedyś w takim miejscu marzyłoby się o ucieczce – powiedziała Majka. – A dzisiaj… bierzcie ten zachód słońca, bo jutro ma lać.

I miała rację. Zachód był teatralny – jakby ktoś zbyt mocno podkręcił kolory. Czerwień, pomarańcz, głęboki fiolet. Siedziałyśmy na ławce i nie mówiłyśmy nic. Czasem milczenie lepiej smakuje niż najpiękniejsze słowa.

***

Rano obudził nas deszcz. Ale nie taki zwyczajny. To był deszcz łagodny – jakby nie chciał przeszkadzać, tylko przypomnieć, że nie wszystko musi być słoneczne, żeby było piękne.

– Dzisiaj astronomia – rzuciła Ewa, siadając z kawą na parapecie. – Lecimy do Kopernika.

Spakowałyśmy się szybko – kurtki, parasole, termos z herbatą. Droga do Fromborka była zamglona, a świat za oknem wyglądał jak stara pocztówka. Wszystko miękkie, rozmyte, jakby ktoś lekko rozlał tusz na papierze.

Monumentalna katedra wznosiła się nad miastem. W środku pachniało kadzidłem i ciszą minionych wieków. Przeszłyśmy powoli przez nawę, rozmawiałyśmy półgłosem. Z wieży rozciągał się widok na zalew – spowity mgłą, niemal niewidoczny, ale obecny.

– On tu naprawdę patrzył w niebo – szepnęła Majka. – I zobaczył coś, czego nikt wcześniej nie widział.

– Może dlatego, że miał czas. I samotność – dodałam.

– I nikt mu nie kazał być „produktywnym” – dodała Ewa.

Spacerowałyśmy po wzgórzu, później po sadzie. Kupiłyśmy kilka, mokrych jeszcze od deszczu jabłek. Usiadłyśmy na ławce z widokiem na Zalew.

– Wiesz, że kiedyś myślałam, że życie to linia? – zaczęła Majka. – Szkoła, studia, praca, dzieci, emerytura.

– A teraz?

– Teraz myślę, że to raczej spirala. Wracasz ciągle w to samo miejsce, ale jesteś już trochę inna. I widzisz je z innej wysokości.

Prom z Fromborka do Krynicy Morskiej odpłynął wczesnym popołudniem. Zalew był spokojny jak tafla mleka. Siedziałyśmy na ławkach owinięte w ciepłe szale, z herbatą w kubkach termicznych.

– Pamiętasz ten moment, kiedy jako dziecko myślałaś, że świat kończy się na horyzoncie? – zapytała Majka, opierając głowę na moim ramieniu.

– Tak. I pamiętam moment, w którym zrozumiałam, że nie kończy się tam, tylko tam się zaczyna.

Prom dopłynął do Krynicy. Molo, stragany, lody, pokój z balkonem i widokiem na drzewa. Czyste powietrze. Leniwe psy na piasku. Szum.

Zatrzymałyśmy się w pensjonacie prowadzonym przez małżeństwo starszych ludzi – Danutę i Zdzisława. On – milczący, wiecznie z nożem do drewna w ręce. Ona – życzliwa, ale z rezerwą, jakby znała wszystkie historie i nie potrzebowała kolejnych.

Nasz pokój był prosty. Drewniane łóżka, firanki w żółte słoneczniki, stary kredens. Pachniało mydłem i sosną. Otworzyłyśmy okna. Do środka wpłynęło morze.

***

Pierwszy dzień minął na nicnierobieniu. Spacery po plaży. Kawa w kubkach, zakopane stopy w piasku. Zbieranie muszelek, jakbyśmy były dziećmi. Jedna z nich – różowa, jak paznokcie babci w latach 70. – została w mojej kieszeni na zawsze.

Wieczorem zaszłyśmy do smażalni, gdzie sandacz był podany na brązowym papierze, z frytkami i kapustą. Piliśmy piwo z sokiem malinowym. Ludzie wokół – para emerytów, rodzina z krzyczącym dzieckiem, samotny mężczyzna z książką.

– Wiesz – powiedziała Ewa – ja bym chciała tak raz: przyjechać tu, zostać i nikomu nie mówić, gdzie jestem.

– Myślisz, że nikt by nie szukał?

–  Myślę, że niektórzy by szukali… aż w końcu by zapomnieli.

Po powrocie do pensjonatu, na werandzie, piliśmy herbatę z mięty. Danuta dołączyła do nas bez słowa.

– Ładny wieczór – powiedziała po dłuższej chwili. I została z nami przez całą ciszę.

***

Wczesnym rankiem pojechałyśmy rowerami na granicę. Na sam koniec Polski. Jechałyśmy przez las, mijając tylko kilku rowerzystów i starsze małżeństwo z kijkami nordic walking. Ścieżka prowadziła prosto. I nagle: znak. Koniec. Dalej już tylko Rosja, miedza, symbol.

Zatrzymałyśmy się. Stałyśmy chwilę bez słowa. Jakby granica zewnętrzna pozwoliła zajrzeć do tej wewnętrznej.

W drodze powrotnej zatrzymałyśmy się na plaży… Próba kąpieli w morzu – zimna, śmieszna, pełna krzyków. Później zaszłyśmy do knajpki na śledzia w śmietanie i ziemniaki z koperkiem. Po obiedzie pisanie pocztówek do siebie sprzed lat. Napisałam do siedemnastoletniej mnie:

„Nie bój się niczego. Nawet tego, że się pogubisz. Właśnie wtedy coś odnajdziesz.”

Wieczorem, kiedy już myślałyśmy, że dzień się kończy, usłyszałyśmy muzykę. Okazało się, że niedaleko od naszego pensjonatu jest klub i dyskoteka. Skusiłyśmy się. Parkiet pełen był ludzi – starszych, młodszych, tańczących lepiej lub tylko z zapałem. Fajna muzyka – klasyczne disco i coś do kołysania się w rytmie letniego powietrza.

Zatańczyłyśmy z chłopakami, których poznaliśmy chwilę wcześniej – kończyli właśnie swój kilkudniowy pobyt.

– Jutro wracamy do domu – powiedział jeden z nich, Paweł. – Ale dzisiaj jeszcze zatańczę tyle, ile się da.

I tańczył – jakby jutra miało nie być. My też.

W nocy szliśmy razem przez miasto. Z promenady został tylko szmer rozmów i roztańczone światła. Żegnaliśmy się pod naszym pensjonatem. Chłopcy wrócili do swojej kwatery, a my – zmęczone, ale z uśmiechami – jeszcze chwilę siedziałyśmy na schodach werandy.

– To był dobry dzień – powiedziała Majka.

– Jak większość tych nieplanowanych – dodała Ewa.

Następnego dnia pożegnałyśmy Danutę, Zdzisława i Krynicę Morską. Za nami zostało morze, ale też coś jeszcze – lekkość. Jakbyśmy przez kilka dni oddychały czymś innym niż codzienność. Jakbyśmy przypomniały sobie, jak to jest po prostu być.

Autobus do Elbląga wyruszył punktualnie. Trasa była malownicza, a podróż zajęła nieco ponad godzinę. Majka czytała katalog kamieni półszlachetnych. Ja przeglądałam zdjęcia na ekranie aparatu – między innymi to z Tolkmicka, gdzie ona patrzy na mewę jakby rozmawiały. I to z Fromborka, gdzie jabłko w jej dłoni wygląda jak miniaturowa planeta.

– Pokaż to jeszcze raz – szepnęła, zaglądając przez moje ramię. – Z tego zrobimy wisior. Jabłko świata.

Wieczorem przyszedł czas na odpoczynek i przygotowania do drogi. Przed nami było ponad osiem godzin jazdy samochodem, a w sercach – śmiech, dobra energia i wspomnienia, które dodawały sił.

***

Kraków przywitał nas gorącym, miejskim powietrzem i dźwiękiem tramwajów, które znały nas lepiej niż niektórzy ludzie. Wróciłam do mieszkania na Dębnikach. Tego wieczoru rozpakowałam tylko jedno pudełko – to z muszlami. Ułożyłam je w białym naczyniu po babci, tym samym, które kiedyś wystawiłam na Allegro, ale nie znalazło kupca. Może dobrze.

W nocy nie spałam długo. Przeglądałam zdjęcia, obracałam w palcach mały bursztyn znaleziony w Krynicy i szkicowałam pierwsze projekty – długie, wąskie kolczyki inspirowane linią horyzontu w Suchaczu. Brzeg morza, który nigdy nie jest linią prostą, ale zawsze jest granicą.

Rano wpadła do mnie Majka – w lnianej sukience, z mokrymi włosami i torbą z materiałami.

– Chodź, robimy biżuterię. – Powiedziała z uśmiechem

– Zobacz, zrobiłam już „Linię Kadyn” i „Tolkmicko I”. –  Odpowiedziałam, pokazując moje projekty.

Włączyłam płytę z jazzem, Majka rozłożyła narzędzia. Słońce weszło przez okno.

I tak siedziałyśmy przy pracy.  Między nami rozmowy, zapach herbaty z miodem… Z każdego z tych dni – powstało coś. Kolczyk, wisiorek, zdjęcie, szkic. I coś jeszcze – może czułość, która zostaje w dłoniach.

2025-05-24 9 komentarzy
2 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

10 sekretów dobrego życia

by Jolanta Strażyc 2025-05-10

Każdy z nas ma swoją definicję szczęścia, spełnienia i sukcesu. „Dobre życie” może się różnić w zależności od naszych marzeń, priorytetów i doświadczeń. To temat, który obejmuje wiele różnych aspektów, od zdrowia, przez relacje międzyludzkie, aż po spełnienie zawodowe i osobiste. Jest jednak kilka cech wspólnych, które pojawiają się w różnych rozważaniach na temat „dobrego życia”. Poniżej znajdziesz kilka uniwersalnych zasad, które mogą pomóc w jego osiągnięciu:

Ciesz się chwilą

Przebywaj tu i teraz. Zamiast martwić się o przeszłość czy przyszłość, doceniaj teraźniejszość. Właśnie w niej ukryte jest prawdziwe życie.

Często zbyt mocno koncentrujemy się na przyszłości, na tym, co dopiero ma się wydarzyć, zapominając o tym, co dzieje się teraz. Życie pełne jest małych radości, które mijają niezauważone, gdy skupiamy się na tym, czego jeszcze nie mamy.

Praktykuj mindfulness, czyli uważność. Zatrzymaj się na moment i zwróć uwagę na swoje otoczenie, zmysły i emocje. W ten sposób lepiej docenisz chwile i łatwiej zauważysz piękno codzienności.

Bądź autentyczny

Żyj zgodnie ze swoimi wartościami i nie próbuj naśladować innych. Prawdziwe szczęście płynie z bycia sobą.

Wiele osób stara się spełniać oczekiwania innych, co prowadzi do poczucia zagubienia i frustracji. Kluczowym elementem dobrego życia jest bycie sobą, niezależnie od tego, co myślą inni.

Zastanów się, co naprawdę Cię pasjonuje, a nie tylko to, co przynosi ci uznanie społeczne. Przełamuj swoje obawy przed oceną innych. Kiedy żyjesz zgodnie ze swoimi wartościami, masz większą pewność siebie i poczucie spełnienia.

Dbaj o zdrowie

To fundament wszystkiego. Regularny ruch, zdrowa dieta i odpowiednia ilość snu sprawiają, że mamy więcej energii do działania.

Bez zdrowia trudno cieszyć się pełnią życia. Regularne ćwiczenia, zdrowe odżywianie, unikanie używek i dbanie o odpoczynek to podstawowe filary, które pozwalają nam zachować energię i sprawność przez wiele lat.
Zrób plan codziennych aktywności fizycznych – nie muszą to być ciężkie treningi, wystarczą regularne spacery, joga czy pływanie. Ustal również zdrowe nawyki żywieniowe, takie jak spożywanie większej ilości warzyw i owoców, picie wody i unikanie nadmiaru cukru.

Rozwijaj pasje

Znajdź czas na to, co kochasz. Pasje dodają życia, sprawiają, że każdy dzień staje się pełniejszy i bardziej ekscytujący.

Pasja to coś, co napędza do działania. To aktywności, które sprawiają, że czujesz się żywy, pełny energii i zadowolony z życia. Dają one poczucie spełnienia i radości, a także pomagają w radzeniu sobie ze stresem.

Znajdź coś, co daje ci poczucie twórczości – to może być sztuka, muzyka, gotowanie, ogrodnictwo czy sport. Poświęć na to czas, nawet jeśli na początku nie będziesz w tym ekspertem. Czasem warto po prostu wypróbować różne rzeczy, aby odkryć, co daje ci największą radość.

Relacje międzyludzkie

Budowanie głębokich więzi z rodziną, przyjaciółmi czy partnerem daje poczucie sensu i wsparcia.

Ludzie są istotą społeczną. Dobrostan psychiczny, poczucie przynależności i wsparcia w trudnych chwilach są niezwykle ważne. Relacje oparte na zaufaniu, szacunku i miłości są jednym z głównych źródeł szczęścia.

Inwestuj czas w swoje relacje – zarówno z rodziną, jak i przyjaciółmi. Staraj się być obecny i zaangażowany, rozmawiaj, słuchaj i wspieraj innych. Regularnie spędzaj czas z bliskimi, nie tylko przy okazji specjalnych wydarzeń.

Przyjmuj wyzwania

Życie to nie tylko wygoda. To także podejmowanie ryzyka, wychodzenie ze strefy komfortu i uczenie się na błędach.

Życie jest pełne trudnych momentów, a wyzwania mogą być zarówno stresujące, jak i rozwijające. Podejmowanie ich sprawia, że „rośniemy”, uczymy się nowych umiejętności i stajemy się bardziej odporni na trudności.
Zamiast unikać trudnych sytuacji, zaakceptuj je jako okazję do rozwoju. Postaw sobie ambitne cele, podejmuj inicjatywę i nie bój się porażek, bo to one są częścią procesu nauki. Pamiętaj, że prawdziwy rozwój następuje poza strefą komfortu.

Praktykuj wdzięczność

Doceniaj to, co masz. Codziennie znajdź moment, by zauważyć rzeczy, za które jesteś wdzięczny.

Często koncentrujemy się na tym, czego nam brakuje, zapominając o tym, co już mamy. Wdzięczność zmienia naszą perspektywę, sprawiając, że dostrzegamy pozytywne aspekty życia, które wcześniej mogły nam umknąć.
Zacznij dzień od zapisania trzech rzeczy, za które jesteś wdzięczny. Może to być coś małego, jak filiżanka ulubionej kawy, lub coś większego, jak zdrowie czy wsparcie bliskich. Regularna praktyka wdzięczności pomaga w budowaniu pozytywnego nastawienia do życia.

Bądź otwarty na zmiany

Życie nieustannie się zmienia, a elastyczność i umiejętność adaptacji są kluczowe, by cieszyć się każdą fazą życia.

Zmiana jest nieunikniona, a opór przed nią może prowadzić do frustracji. Akceptowanie jej i elastyczność w podejściu do nowych sytuacji pozwala na lepsze wykorzystanie możliwości, jakie daje życie.

Zamiast bać się zmian, staraj się je przyjąć z otwartym umysłem. Ucz się nowych rzeczy, eksperymentuj i nie bój się podejmować nowych wyzwań, nawet jeśli oznacza to opuszczenie strefy komfortu. Zmiany są szansą na rozwój.

Pomagaj innym

Dziel się tym, co masz. Pomoc innym nie tylko poprawia ich życie, ale również wzbogaca Twoje.

Pomaganie innym daje poczucie spełnienia i przynosi radość. Zbudowanie silnych więzi społecznych opartych na wsparciu wzmacnia nasze poczucie sensu i celu.

Pomagaj na co dzień – to nie muszą być wielkie gesty, ale drobne akty życzliwości, takie jak pomoc starszym sąsiadom, wspieranie kolegi w pracy, czy udział w akcjach charytatywnych. Dobre uczynki przyciągają dobre rzeczy.

Znajdź równowagę

Zarządzanie czasem i energia, tak aby nie zaniedbywać żadnej z ważnych sfer życia – pracy, relacji, pasji i odpoczynku.

W życiu łatwo popaść w skrajności. Zbyt duża koncentracja na pracy, brak odpoczynku, zaniedbanie relacji – to wszystko może prowadzić do wypalenia i niezadowolenia. Równowaga między pracą, odpoczynkiem, pasjami i relacjami to klucz do długotrwałego szczęścia.

Ustal priorytety i planuj czas tak, aby znaleźć go na wszystko, co ważne. Codziennie dawaj sobie chwilę na odpoczynek, niezależnie od tego, czy to krótka medytacja, spacer, czy książka. Równocześnie nie zapominaj o pracy i osobistych celach.

Te zasady pomagają skoncentrować się na tym, co naprawdę ważne, tworzą pełniejszy obraz „dobrego życia”, które nie polega na liczeniu lat, ale na jakości każdego dnia. Kiedy je stosujemy, zaczynamy dostrzegać, że prawdziwe życie nie jest kwestią liczby lat, ale tego, jak wypełniamy te lata…

2025-05-10 18 komentarzy
3 FacebookTwitterPinterestEmail
MuzeumWystawa

Madame X – obraz, który wstrząsnął Paryżem

by Jolanta Strażyc 2025-04-24

W świecie sztuki nie brakuje dzieł, które wywoływały kontrowersje, ale niewiele z nich może się równać ze skandalem, jaki wybuchł wokół portretu Madame X autorstwa Johna Singera Sargenta. Wystawiony w 1884 roku na paryskim Salonie obraz nie tylko niemal pogrzebał karierę obiecującego artysty, ale i zrujnował reputację kobiety, którą sportretował. Co takiego zobaczyli widzowie, że zawrzało całe miasto, które – zdawałoby się – widziało już wszystko?

Odpowiedź jest zaskakująco prosta: jedno zsunięte ramiączko.

Od wielkich nadziei po druzgocące rozczarowanie

John Singer Sargent, amerykański malarz wychowany w Europie, miał już na koncie sukcesy na Salonie. Krytycy i publiczność chwalili jego talent, technikę i wyczucie. Artysta planował kolejny krok – potężny, spektakularny portret kobiety, który na zawsze zapisze jego nazwisko wśród wielkich malarzy Paryża.

Wybór padł na Amélie Gautreau – zjawiskową piękność z Nowego Orleanu, która podbiła paryskie salony. Jej egzotyczna uroda, alabastrowa skóra i wysmakowany styl sprawiały, że była ulubienicą zarówno artystów, jak i towarzyskiej elity. Sargent był nią oczarowany – może nawet zakochany – i długo zabiegał o zgodę na pozowanie.

Madame X – między sztuką a prowokacją

Obraz, który stworzył, miał być arcydziełem. Imponujące rozmiary płótna, elegancka czarna suknia podkreślająca alabastrową cerę modelki, perfekcyjnie wyeksponowany profil… wszystko było dopracowane do ostatniego szczegółu. Jednak to właśnie ten szczegół – ramiączko sukni, zsunięte z ramienia – stał się początkiem końca.

Paryż nie był gotów na taką śmiałość. Obraz uznano za wulgarny i niestosowny, a fakt, że przedstawia kobietę z wyższych sfer, tylko dolał oliwy do ognia. Krytycy nie przebierali w słowach. Oburzenie było powszechne. Rodzina pani Gautreau domagała się usunięcia obrazu z wystawy, co było niemożliwe do czasu jej zakończenia. Sargent próbował ratować sytuację – przemalował obraz, przywracając ramiączko na swoje miejsce – ale szkody już się dokonały.

Cena sławy

Skandal zmusił Sargenta do wyjazdu z Paryża. Osiedlił się w Londynie i tam kontynuował karierę, ale przez długi czas nie pokazywał obrazu publicznie. Madame X przechowywana była w jego pracowni przez ponad dwie dekady. Dopiero początek XX wieku przyniósł zmianę nastrojów. Obraz zaczęto wystawiać na międzynarodowych wystawach – w Londynie, Berlinie, Rzymie, San Francisco – aż w końcu w 1916 roku trafił do Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, gdzie można go podziwiać do dziś.

Losy samej Amélie Gautreau były równie dramatyczne. Choć próbowała odbudować swoją pozycję, zamawiając kolejne portrety, nigdy nie odzyskała dawnej świetności. Ostatecznie wycofała się z życia publicznego.

Zakończenie: Skandal, który stał się legendą

Dziś Madame X uchodzi za jedno z najważniejszych dzieł portretowych XIX wieku. Historia obrazu – pełna namiętności, ambicji, sztuki i społecznych ograniczeń – nadal fascynuje. To nie tylko portret kobiety, ale też zwierciadło epoki, w której jedno ramiączko mogło złamać kariery i zmienić bieg historii sztuki.

Zdjęcie: John Singer Sargent, Madame X (1883–1884). Olej na płótnie. Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork.

2025-04-24 14 komentarzy
2 FacebookTwitterPinterestEmail
Moda i styl

Sukienka w kwiaty

by Jolanta Strażyc 2025-04-12

Wiosna zachwyca nas nie tylko piękną pogodą, ale także bogactwem kolorów, które rozkwitają wokół nas. A co może lepiej odzwierciedlać tę wiosenną energię niż sukienka w kwiaty? To stylowy, kobiecy wybór, który nigdy nie traci na aktualności i z pewnością znajdzie swoje miejsce w każdej szafie. Dlaczego warto postawić na sukienkę w kwiatowy wzór? Oto kilka powodów, które sprawią, że pokochasz ją jeszcze bardziej…

Sukienka w kwiatki – ponadczasowy klasyk, który nigdy nie wychodzi z mody (fot. H&M)

Uniwersalność na każdą okazję

Sukienka w kwiaty to jeden z tych elementów garderoby, który sprawdza się zarówno na co dzień, jak i na specjalne okazje. Możesz założyć ją na wiosenny spacer po parku, randkę, a także na wesele czy garden party. W zależności od dodatków, sukienka w kwiaty zmienia swój charakter – na co dzień wystarczy dodać do niej sandały i torbę typu shopper, a na wieczór możesz postawić na eleganckie szpilki i niewielką kopertówkę.

Wzór, który odmienia każdą stylizację

Kwiatowe wzory mają niesamowitą moc ożywiania stylizacji. Dzięki nim prosta sukienka zyskuje wyjątkowy, romantyczny charakter. Kwiaty, w zależności od koloru, mogą być subtelne i delikatne, ale także wyraziste i pełne życia. Wzór kwiatowy wprowadza wiosenny klimat, a jednocześnie pozwala na eksperymentowanie z różnymi odcieniami. Czerwone róże, niebieskie margerytki czy pastelowe lawendowe kwiaty – wybór jest naprawdę ogromny.

Elegancja i kobiecość w jednym

Kwiatowy motyw na sukience to synonim kobiecości. To styl, który dodaje lekkości i wdzięku każdej sylwetce. Sukienki w kwiaty idealnie podkreślają naturalne kształty ciała, a dzięki różnorodności fasonów można je dopasować do każdego typu figury. Krótkie, rozkloszowane sukienki sprawdzą się na co dzień, a długie, zwiewne modele świetnie będą wyglądać na wieczorne wyjścia.

KMXfashion.pl,  e-Margeritka.pl

Idealna na wiosnę i lato

Wiosna i lato to czas, kiedy sukienki w kwiatki stają się absolutnym must-have. To idealny wybór na ciepłe dni, kiedy chcemy czuć się swobodnie, ale również elegancko. Zwiewne tkaniny, takie jak bawełna, len czy jedwab, doskonale wpisują się w ten trend, zapewniając wygodę i lekkość w upalne dni.

Bez względu na wiek i styl

Sukienka w kwiaty pasuje zarówno młodej, jak i dojrzałej kobiecie. Niezależnie od wieku, kwiatowy wzór doda Ci energii i odświeży Twój wygląd. Dodatkowo, sukienki w kwiaty można łatwo dostosować do indywidualnego stylu – od romantycznego, przez vintage, aż po nowoczesny i minimalistyczny. Wystarczy, że wybierzesz odpowiedni krój i akcesoria, aby stworzyć idealną stylizację dla siebie.

Trwały hit mody

Sukienka w kwiaty to klasyk, który nie wychodzi z mody. Każda kolejna wiosna przynosi nowe wariacje tego wzoru, ale motyw kwiatów zawsze pozostaje obecny w trendach. Warto więc zainwestować w wysokiej jakości sukienkę, która posłuży Ci przez kilka sezonów, zachowując swoją ponadczasową urodę.

YesButik.pl, Bonprix.pl

Jak nosić sukienkę w kwiaty?

  • Na co dzień: Sukienka w kwiaty świetnie komponuje się z wygodnymi butami – espadrylami, balerinami czy sandałkami. Do tego luźna torba, okulary przeciwsłoneczne i stylowy kapelusz.

  • Na wieczór: Wybierz długą sukienkę w kwiaty z delikatnej tkaniny, do tego elegancka biżuteria i szpilki. Dzięki temu uzyskasz wyjątkowy, kobiecy look na wieczorne wyjście.

  • Z kurtką: W chłodniejsze dni sukienka w kwiaty dobrze wygląda z ramoneską lub dżinsową kurtką. Połącz ją z botkami na obcasie, a całość nabierze lekko rockowego charakteru.

Avanti24.pl

Sukienka w kwiatki to jeden z najpiękniejszych i najbardziej uniwersalnych elementów garderoby, który nigdy nie traci na atrakcyjności. Jest to doskonały wybór dla kobiet, które chcą czuć się kobieco, stylowo i komfortowo przez cały dzień. Kwiatowe wzory, niezależnie od fasonu, dodają energii, ożywiają stylizację i wprowadzają wiosenny nastrój. Niezależnie od okazji, sukienka w kwiatki zawsze będzie strzałem w dziesiątkę.

2025-04-12 18 komentarzy
4 FacebookTwitterPinterestEmail
Zdrowie i uroda

Witalność

by Jolanta Strażyc 2025-03-24

Witalność to termin, który odnosi się do fizycznej, psychicznej i emocjonalnej energii oraz zdolności do aktywnego uczestniczenia w życiu, niezależnie od wieku. Z wiekiem zmienia się wiele aspektów życia, ale wciąż można zachować dobrą witalność i cieszyć się pełnią życia, pod warunkiem odpowiedniej troski o zdrowie i aktywność. Oto kilka sposobów, jak wspierać witalność w wieku dojrzałym:

Aktywność fizyczna

Regularna aktywność fizyczna jest kluczowa dla utrzymania dobrej kondycji ciała. Ćwiczenia, takie jak spacerowanie, jazda na rowerze, joga, pilates, tai chi, czy pływanie, pomagają utrzymać sprawność, poprawiają krążenie, a także wzmacniają mięśnie i stawy. Ćwiczenia pomagają również w utrzymaniu zdrowia serca oraz zapobiegają wielu chorobom przewlekłym, takim jak cukrzyca czy nadciśnienie.

Zdrowa dieta

Odpowiednia dieta pełna witamin, minerałów i błonnika jest fundamentem dobrego samopoczucia. Warto stawiać na zdrowe tłuszcze (np. oliwa z oliwek, awokado), białka (ryby, jaja, rośliny strączkowe), oraz węglowodany o niskim indeksie glikemicznym (pełnoziarniste produkty). Owoce, warzywa, orzechy i nasiona wspomagają odporność i dostarczają niezbędnych składników odżywczych.

Zachowanie aktywności intelektualnej

Trening umysłowy jest równie ważny jak aktywność fizyczna. Rozwiązywanie krzyżówek, czytanie książek, nauka nowych umiejętności, granie w gry planszowe lub komputerowe, a także angażowanie się w twórczość, jak malowanie czy pisanie, pomagają utrzymać umysł w dobrej formie. Regularna stymulacja intelektualna może spowolnić procesy starzenia się mózgu i poprawić pamięć.

Relacje społeczne

Kontakt z rodziną, przyjaciółmi, uczestnictwo w zajęciach grupowych lub organizowanie spotkań towarzyskich pozytywnie wpływa na zdrowie psychiczne. Silna sieć wsparcia społecznego zmniejsza ryzyko depresji i poczucia osamotnienia, które mogą występować w starszym wieku. Aktywność w lokalnych organizacjach, wolontariat czy uczestnictwo w klubach zainteresowań to świetny sposób na utrzymanie witalności społecznej.

Zdrowy sen

W miarę starzenia się zmieniają się nasze potrzeby dotyczące snu, ale wciąż jest on kluczowy dla regeneracji organizmu. Dobrej jakości sen poprawia naszą odporność, nastrój i funkcje poznawcze. Regularny sen o odpowiedniej długości (zwykle 7-8 godzin) ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie.

Zarządzanie stresem

Długotrwały stres może negatywnie wpływać na zdrowie, prowadząc do problemów z sercem, trawieniem czy układem nerwowym. Regularna medytacja, techniki oddechowe, relaksacja, czy po prostu spędzanie czasu w naturze pomagają w redukcji stresu. Aktywności takie jak joga, pilates, spacery, czy ogrodnictwo również działają uspokajająco.

Regularne badania zdrowotne

Regularne wizyty u lekarzy, wykonywanie badań profilaktycznych i reagowanie na wczesne objawy problemów zdrowotnych pozwala na szybsze wykrywanie chorób i ich skuteczne leczenie. Warto monitorować ciśnienie krwi, poziom cukru, poziom cholesterolu, a także wykonywać badania związane z chorobami nowotworowymi.

Poczucie celu i pasja

Posiadanie celu życiowego, który daje satysfakcję, jest istotnym elementem witalności. Może to być pielęgnowanie hobby, angażowanie się w projekty, nauka nowych umiejętności, podróże czy prace twórcze. Posiadanie pasji pomaga utrzymać pozytywne nastawienie i energię na co dzień.

Zachowanie optymizmu i pozytywnego nastawienia:

Podejście do życia z uśmiechem i akceptacja naturalnych procesów starzenia mogą znacząco wpłynąć na jakość życia. Optymizm i pozytywne myślenie o sobie i świecie mają wpływ na zdrowie psychiczne, a także na fizyczną witalność.

Unikanie używek:

Ograniczenie lub unikanie alkoholu, palenia papierosów i innych używek ma ogromny wpływ na zachowanie energii i witalności. Używki mogą przyspieszyć procesy starzenia się, prowadzić do wielu chorób i obniżyć jakość życia.

Zachowanie witalności do późnych latach, zależy w dużej mierze od stylu życia, który prowadzimy. Połączenie aktywności fizycznej, zdrowej diety, pozytywnego nastawienia i troski o relacje społeczne może sprawić, że starzenie się stanie się mniej uciążliwe, a życie nadal pełne radości i energii.

A Ty, co myślisz na temat witalności? W jaki sposób dbasz o swoje zdrowie i dobre samopoczucie? Napisz w komentarzu. Ciekawi mnie Twoje doświadczenie na ten temat 🙂

2025-03-24 16 komentarzy
3 FacebookTwitterPinterestEmail
Podróże

Budapeszt

by Jolanta Strażyc 2025-03-12

Budapeszt (Budapest) – stolica i największe miasto Węgier, malowniczo położone na obu brzegach Dunaju, powstał w latach 1872 – 1873 z połączenia Bydy i Óbudy oraz Pesztu. W 1950 roku przyłączono do niego jeszcze 23 okoliczne miejscowości, dzięki czemu znacznie zwiększyła się jego powierzchnia i liczba ludności. Budapeszt to jedna z najważniejszych metropolii Europy Środkowej, wielki ośrodek kulturalny (liczne muzea, galerie sztuki, teatry, opera, biblioteka narodowa) i nauki (Akademia Nauk, Uniwersytet im. Loránda Eötvösa, Uniwersytet Techniczno-Ekonomiczny, Akademia Sztuk Pięknych i wiele innych uczelni i instytutów badawczych). Jest też ważnym centrum turystycznym i uzdrowiskowym (kompleksy balneologiczne).

Budapeszt najlepiej zwiedzać pieszo. Można wtedy z bliska zobaczyć piękno zabytkowych budowli oraz podziwiać ich otocznie. Prawobrzeżna część miasta (Peszt) jest płaska, lewobrzeżna (Buda) górzysta. Z Budy, rozpościera się wspaniały widok na Peszt, w tym Parlament.

Będąc w Bupeszcie koniecznie trzeba przejechać się jedną z najstarszych w Europie linią metra, która w 2002 roku, wraz z aleją Andrássy, pod którą przebiega, oraz Placem Bohaterów znalazła się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Buda – prawobrzeżna (zachodnia) część Budapesztu stanowi około 1/3 terytorium miasta. Wypełniona klimatycznymi uliczkami i zabytkami w różnych stylach architektonicznych, co roku przyciąga turystów z całego świata. Na jej terenie znajdują się między innymi: Wzgórze Zamkowe z Zamkiem Królewskim, Wzgórze Gellerta z Cytadelą, Kościół świętego Macieja, Baszta Rybacka, wieża średniowiecznego kościoła św. Marii Magdaleny…

Wzgórze Gellerta (235 m n.p.m.), to drugie (po Wzgórzu Zamkowym) najpopularniejsze budzińskie wzniesienie. Jego nazwa upamiętnia biskupa Gellerta, który według legendy zginął męczeńską śmiercią w tej okolicy. Wzgórze, to świetny punkt widokowy, z którego można podziwiać leniwie płynący Dunaj, wspaniałe widoki na Parlament, Bazylikę świętego Stefana oraz mosty łączące Budę i Peszt (zdjęcie pierwsze). Na Górze Gellerta znajduje się Cytadela, Pomnik Wolności (symbol niepodległych Węgier) oraz jedno ⁢z najstarszych uzdrowisk w Europie. Porośnięta lasem góra stanowi również rezerwat przyrody odznaczający się specyficznym mikroklimatem.

Most Łańcuchowy (Most Széchenyiego) – jest symbolem, który przyczynił się do powstania Budapesztu, bowiem stanowił pierwsze stałe połączenie leżących po przeciwnych stronach Dunaju – Budy, Óbudy i Pesztu. Był jednocześnie pierwszym mostem kamiennym na odcinku Dunaju w granicach ówczesnych Węgier. Most Łańcuchowy zbudowano w latach 1839–1849 według projektu angielskiego inżyniera Williama Tierneya Clarka.

Zamek Królewski – rozległa budowla leżąca na Wzgórzu Zamkowym, wraz z otaczającymi go zabudowaniami tworzy Dzielnicę Zamkową, stanowiącą Stare Miasto. Zamek wielokrotnie niszczony, odbudowywany i przebudowywany często zmieniał przeznaczenie. Urzędowali i mieszkali w nim królowie, ale był też arsenałem i magazynem prochu, mieścił się w nim uniwersytet oraz centrum kultury, w którym spotykali się przedstawiciele wyższych sfer.

Zamek Królewski, pocztówka z lat 30. XX wieku i zdjęcie współczesne

Po zakończeniu II wojny światowej, rozpoczęto odbudowę zamku. Niestety, zrobiono to w sposób nieudolny, umyślnie zniszczono wiele zabytkowych dekoracji. Po upadku komunizmu przystąpiono do kolejnej odbudowy, której celem jest odtworzenie przedwojennego wyglądu zamku. Wzgórze Zamkowe to również system podziemnych korytarzy i komnat (Labirynt Budziński).

Zamek Królewski wraz ze Wzgórzem Zamkowym został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Obecnie mieści się w nim Węgierska Galeria Narodowa, Muzeum Historii Budapesztu oraz Narodowa Biblioteka Széchényiego.

Fragment Dzielnicy Zamkowej

Od 2003 roku, w Dzielnicy Zamkowej, w Pałacu Sándora znajduje się siedziba prezydenta Węgier. Codzienna ceremonia zmiany warty przed pałacem cieszy się dużą popularnością i przyciąga tłumy turystów.

Kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP, nazywany kościołem św. Macieja (Mátyás templom, określenie pochodzi od króla Macieja Korwina) oraz Budzińską Świątynią Koronacyjną (Budavári Koronázó Főtemplom) i jest jednym z najważniejszych kościołów węgierskich. Historia kościoła sięga połowy XIII wieku. Początkowo, jako kościół parafialny, służył niemieckim mieszczanom. W późniejszych latach jego znaczenie bardzo wzrosło i stał się miejscem ważnych uroczystości, między innymi odbyła się tu koronacja króla Karola Roberta i ślub króla Macieja Korwina z księżniczką neapolitańską Beatrycze. Ostatnia koronacja królewska na Węgrzech odbyła się w grudniu 1916 roku. Pozostały po niej fotele, na których zasiadała królewska para.

Wnętrze kościoła ozdabiają XIX-wieczne freski autorstwa artystów węgierskich, znajduje się tu grobowiec króla Béli III, przeniesiony z Székesfehérvára a w Oratorium Królewskim można podziwiać szaty i ozdoby liturgiczne.

Mimo burzliwej historii i ogromnych zniszczeń (okupacja turecka, pożar od uderzenia pioruna, okupacja niemiecka i zniszczenia spowodowane przez przez Armię Czerwoną), w świątyni zachowało się kilka elementów pierwotniej budowli gotyckiej: główny portal z 1370 r., oratorium w południowej kaplicy oraz wieża południowa. Jednak widoczny obecnie kościół pochodzi prawie w całości z okresu nowożytnego. Jest rekonstrukcją, która powstała w XIX wieku.

1. Na Placu św. Trójcy, stoi konny posąg przedstawiający pierwszego króla Węgier, św. Stefana (lata panowania 997 – 1038, kanonizacja w 1083 r.). W tle jedna z wież Baszty Rybackiej 2. Kościół św. Macieja

Baszta Rybacka (Halászbástya) leży na Wzgórzu Zamkowym w sąsiedztwie Kościoła św. Macieja. Wybudowano ją na przełomie XIX i XX wieku na fundamentach starych murów fortyfikacyjnych, z okazji 1000-lecia państwa węgierskiego. Ta neoromańska budowla posiada siedem kamiennych wież, które symbolizują siedmiu węgierskich wodzów, legendarnych założycieli państwa. Główna fasada Baszty Rybackiej ma około 140 metry długości i biegnie równolegle do Dunaju. Nazwa Bastionu pochodzi od gildii rybaków, którzy byli odpowiedzialni za obronę tego odcinka murów miejskich w średniowieczu.

Widok na Wieże Baszty Rybackiej i konny posąg św. Stefana

Z górnego tarasu Baszty Rybackiej rozciągają się piękne widoki na Dunaj i lewobrzeżną część miasta (Peszt). W najwyższej części Baszty znajduje się restauracja.

Kościół Marii Magdaleny ufundowany został przez węgierskich mieszczan w połowie XIII wieku. Do czasów współczesnych zachowała się gotycka wieża, która przetrwała okupację turecką, II wojnę światową i powojenne prace rozbiórkowe. Kształt średniowiecznej budowli przedstawiają umiejscowione w pobliżu mury fundamentowe, oraz odtworzone pojedyncze okno we wschodniej części prezbiterium.

Budavári sikló – zabytkowa kolej linowo-terenowa wybudowana w 1870 roku. Jest najstarszą działającą koleją tego typu na świecie. Powstała w celu przewożenia pasażerów z okolic Mostu Łańcuchowego na Wzgórze Zamkowe. Dolna stacja kolejki mieści się w pobliżu Mostu Łańcuchowego, a górna na Wzgórzu Zamkowym. Cała trasa ma 95 metrów długości. Kolej wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Peszt – lewobrzeżna (wschodnia) część Budapesztu, stanowi około 2/3 terytorium węgierskiej stolicy. Nie ma tu wzniesień i żadnych pagórków. W tej części miasta znajduje się między innymi siedziba węgierskiego parlamentu, Bazylika św. Stefana. Aleja Andrássyego (Andrássy út) – najbardziej reprezentacyjna ulica miasta, Plac Bohaterów z Pomnikiem Tysiąclecia (który ma swoją wierną kopię w Chinach), Park Miejski (Városliget), Zamek Vajdahunyad i Termy Széchenyiego, najpopularniejszą w Budapeszcie ulicę Váci (Váci Utca) i plac Vörösmarty (Vörösmarty tér) – na którym znajduje się, początkowa stacja zabytkowej żółtej linii metra.

Peszt stanowi centrum handlowe i kulturowe Budapesztu. Jest bardziej uporządkowany, bardziej rozrywkowy, może nawet ciekawszy. Przy Alei Andrássyego mieści się wiele eleganckich butików, znanych restauracji, instytucji kulturalnych, miedzy innymi Węgierska Opera Państwowa, muzeum Dom Terroru (Terror Háza), placówek dyplomatycznych. Aleja Andrássyego wraz z Placem Bohaterów, Parkiem Miejskim i biegnącą pod nią żółtą linią metra została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Parlament Węgierski (Országház) – najbardziej rozpoznawalny obiekt węgierskiej stolicy wzniesiono na przełomie XIX i XX wieku, w stylu neogotyckim. Jego budowa związana była z powstaniem Budapesztu. Obiekt posiada bogato zdobione elewacje i swym wyglądem przypomina Pałac Westminster (siedziba parlamentu Wielkiej Brytanii), którym się inspirowano. Monumentalna budowla posiada prawie 700 pomieszczeń i jest trzecim największym parlamentem na świecie.

Gmach budynku stanowi przede wszystkim siedzibę władz węgierskich. Pełni również funkcje muzealne. Najcenniejszymi eksponatami są węgierskie insygnia koronacyjne, w tym Korona Świętego Stefana z 997 roku.

Przed budynkiem Parlamentu, na Placu Kossutha znajduje się pomnik konny hrabiego Gyula Andrássy, węgierskiego męża stanu – dzieło znanego węgierskiego rzeźbiarza György Zala.

Bazylika św. Stefana usytuowana na placu tego samego imienia, jest największym i najważniejszym kościołem w Budapeszcie. Patronem świątyni jest pierwszy król Węgier Stefan I. Bazylika, podobnie jak Parlament, ma 96 metrów wysokości. Identyczna wysokość obu budynków nie jest przypadkowa, tylko jest symbolem równości władzy duchowej i świeckiej.

Charakterystycznym elementem bazyliki jest kopuła z tarasem widokowym. Dwie wieże bazyliki są dzwonnicami. W wieży południowej zamontowano największy na Węgrzech – ponad 9-tonowy Dzwon św. Stefana…

2025-03-12 8 komentarzy
17 FacebookTwitterPinterestEmail
Zdrowie i uroda

Oleje kosmetyczne

by Jolanta Strażyc 2025-02-24

Naturalne oleje tłoczone na zimno z pestek, nasion lub orzechów, odpowiednio dobrane, działają zbawiennie na przesuszoną skórę, przywracają jej sprężystość i gładkość. Kosmetolodzy twierdzą, że olejki odpowiednie są dla każdego typu cery, pod warunkiem, że będą one dopasowane do jej rodzaju.

Same oleje nie mają właściwości nawilżających, a – nazwijmy to – seminawilżające. Co to znaczy? Oznacza to, że w pewnym sensie zabezpieczają skórę przed utratą zgromadzonej w niej wilgoci, nie dodają jednak faktora nawilżenia, co robi np. kwas hialuronowy. (DOZ.PL)

Najczęstszym błędem jaki popełnia się podczas stosowania olejków jest kolejność ich nakładania. Mitem jest, żeby olejki nakładać pod krem. Olejki powinno się aplikować na krem, żeby najpierw mogły przeniknąć przez skórę czynniki nawilżające z kosmetyku. A olejek na ich powierzchni stworzy wówczas okluzję, która zapobiegnie odparowywaniu wody. Nakładając preparaty w odwrotnej kolejności, czyli najpierw olejek, stworzymy na skórze barierę przez którą składniki z kremu nie będą w stanie przenikać. (Wiola Kaniewska, kosmetolog)

Przemysł kosmetyczny dysponuje ponad setką różnych olejów roślinnych. Biorąc pod uwagę indywidualne potrzeby każdej cery i mnogość produktów, może być trudno odpowiedzieć sobie na pytanie, który olej będzie najlepszy dla naszej skóry…

Wyróżnia się trzy rodzaje olejów do twarzy

oleje schnące (najlżejsze), szybko się wchłaniają, odpowiednie dla cery tłustej i trądzikowej

oleje półschnące (również lekkie), mogą być komedogenne czyli powodować powstawanie zaskórników

oleje nieschnące – ciężkie, odpowiednie dla osób starszych

Cera dojrzała bez skłonności do trądziku i cera sucha potrzebują większej okluzji, czyli zatrzymania wilgoci w naskórku. W tym przypadku najlepiej sprawdzają się oleje nieschnące i nieprzepuszczalne np.: olej makadamia, z awokado, kokosowy i oliwa z oliwek oraz olej arganowy

Olej arganowy zwany eliksirem młodości ma silne działanie przeciwzmarszczkowe, regenerujące i wygładzające. Z powodzeniem może zastąpić krem na noc. Chroni przed agresywnym działaniem słońca, wiatru i niskich temperatur. Znakomity na różne problemy skórne takie jak trądzik, egzema, poparzenia i pęknięcia. Pobudza komórki do odbudowy, przez co zapobiega powstawaniu blizn i przebarwień. Wzmacnia włosy i paznokcie. Idealny do kąpieli i masażu.

Olej arganowy otrzymywany jest z nasion drzewa arganowego występującego  w ekologicznie czystym środowisku, w południowo – zachodniej części Maroko. Tłoczony jest na zimno, tradycyjną metodą. Zawiera duże ilości bardzo ważnych dla ludzkiego organizmu nienasyconych kwasów tłuszczowych (80%) oraz witaminę E (dwa razy więcej niż oliwa z oliwek). Dobrze się wchłania i jest bardzo wydajny. Minusy: jak dla mnie ma niezbyt przyjemny zapach, który w miarę szybko się ulatnia. Można dodawać go do pachnących balsamów po kąpieli. Nie polecam stosowania codziennie na twarz może zatykać pory i powodować wypryski. Jak dla mnie nie zastąpi całkowicie kremu nawilżającego – moja skóra go potrzebuje, więc stosuję na zmianę. Trzeba uważać, żeby nie przesadzić z ilością. Wystarczy dosłownie odrobina. Jest dość drogi, ale wydajny.

Olej ze słodkich migdałów zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe oraz witaminy A, B1, B2, B6, D i E. Bardzo dobrze przyswajany przez skórę, wzmacnia jej lipidową barierę ochronną. Znakomicie nawilża, wygładza naskórek i łagodzi podrażnienia. Polecany do pielęgnacji i masażu twarzy. Idealny do pielęgnacji cery naczyniowej. Zapobiega powstawaniu oraz zmniejsza widoczność rozstępów. Szczególnie polecany w okresie ciąży lub w trakcie kuracji wyszczuplających. Polecany również  do codziennej pielęgnacji noworodków i dzieci. Łagodzi pieluszkowe zapalenie skóry, podrażnienia i odparzenia.

Olej ze słodkich migdałów najlepiej stosować na noc, na oczyszczoną i lekko zwilżoną skórę ciała lub twarzy, szyi i dekoltu. Przy cerach tłustych może być stosowany na cerę zwilżoną hydrolatem kwiatowym. Można go również stosować na zwilżone włosy (1 godzinę przed myciem) oraz do zabiegów: masaż twarzy i jako dodatek do przygotowania maseczek z glinek. Świetnie sprawdza się zastosowany pod maskę algową.

Olej ze słodkich migdałów jest popularnym składnikiem lotionów, mleczek i kremów. Jest delikatny i lekki. Nie pozostawia na skórze tłustej warstwy. Otręby migdałowe bywają też stosowane do mycia bardzo wrażliwej skóry.

Migdałowiec zakwita już w połowie lutego. Obfitość kwiatów powoduje, że w krajobrazie uśpionej przyrody widoczny jest z daleka. Przez wieki wierzono w jego tajemną moc. Zachwycał również urodą. Uprawia się go przeważnie dla jadalnych nasion zwanych migdałami.  Powszechnie znane pestki, służące między innymi do produkcji marcepanów, są wyciskane z twardej skorupy i to właśnie z nich, z pierwszego tłocznia na zimno pozyskiwany jest olej kosmetyczny. Rozróżnia się 2 odmiany migdałowca: słodką i gorzką. Olej kosmetyczny pozyskiwany jest z odmiany słodkiej.

Czytałam: 

Olejek do twarzy – jaki jest najlepszy? TOP 5 produktów

Jak wybrać najlepsze oleje do twarzy?

2025-02-24 8 komentarzy
7 FacebookTwitterPinterestEmail
  • 1
  • 2
  • 3
  • …
  • 10

O mnie

O mnie

Jolanta Strażyc

Nazywam się Jolanta Strażyc. Mieszkam w Krakowie. Jestem miłośniczką zdrowego stylu życia, muzyki klasycznej, mody, podróży i fotografii. Przez kilka lat prowadziłam bloga "Moda i fotografia", na którym oprócz tematyki lifestylowej pisałam o modzie oraz przedstawiam autorskie stylizacje poświęcone dojrzałym kobietom i pokazywałam, że życie nie kończy się po 50-tce.

Ostatnie posty

  • Jak wzmocnić wiarę w siebie

    2025-07-10
  • W sercu Tatr – czerwcowa wyprawa z przyjaciółmi

    2025-06-20
  • Podstawy fotografii cyfrowej

    2025-06-10
  • Kiedy wszystko wydaje się możliwe

    2025-05-24
  • 10 sekretów dobrego życia

    2025-05-10

Popularne posty

  • 1

    O mnie

    2020-03-30
  • 2

    Sesja biznesowa – jak ją przeprowadzić

    2022-11-10
  • 3

    Równo

    2023-12-01
  • 4

    Historia fotografii mody

    2023-04-10
  • 5

    Witaj emeryturo!

    2023-01-10
  • Facebook
  • Twitter
  • Instagram
  • Pinterest

@2019 - All Right Reserved. Designed and Developed by PenciDesign


Back To Top
jolantastrazyc.pl
  • Strona główna
  • Kontakt
  • Moda i styl
  • Zdrowie i uroda
  • Podróże
  • Biznes
  • Fotografia
  • Warto przeczytać
  • Wydarzenia